Zaburzenie osobowości unikającej to stan zdrowia psychicznego charakteryzujący się wszechobecnym wzorcem zahamowań społecznych i nadwrażliwością na negatywną ocenę. Osoby z tym zaburzeniem często doświadczają intensywnego lęku przed odrzuceniem, krytyką lub dezaprobatą, co prowadzi do znacznego upośledzenia w obszarach funkcjonowania społecznego, zawodowego i innych. Co warto wiedzieć o zaburzeniu osobowości unikającej?
Własna herbata z wierzbówki kiprzycy
Pobierz link
Facebook
Twitter
Pinterest
E-mail
Inne aplikacje
Śledzicie mnie na Instagramie? Nie? Nawet czasami nikt nie zajrzy? To teraz jest okazja! Ale jeśli jednak ktoś mnie tam obserwuje, to zwrócił pewnie uwagę na zdjęcia całego pola pięknych, fioletowo-purpurowych kwiatów wierzbówki kiprzycy, no i mnie wśród nich oczywiście.
Te kwiaty, ta roślina - to wierzbówka kiprzyca. Jest jej wiele gatunków, rośnie w Europie, Azji i Ameryce Północnej. Jej nazwa, wierzbówka, nawiązuje do podobieństwa do liści wierzby. Podłużne, wąskie, lancetowate. Rośnie w różnych trudnych warunkach. Amerykańska nazwa "ognisty chwast" wzięła się stąd, że wierzbówka wyrasta często jako pierwsza po pożarze lasu. Kwitnie w okresie letnim, przez lipiec i sierpień. Miododajne kwiaty zakwitają od dołu do góry, z tych przekwitłych dolnych robią się charakterystyczne "igiełki". W zależności od miejsca, gdzie rośnie - może być zbędnym chwastem, rośliną ozdobną lub... cennym zielem. Ja się skupię na tym ostatnim. Bo zadziwia mnie wszechstronne zastosowanie tej rośliny oraz urzekła mnie ciekawa historia herbaty z liści wierzbówki. Do tego stopnia - że robię ją sama i zastępuje mi herbatę kupowaną w sklepach.
Historia herbaty z wierzbówki kiprzycy
Opiszę tę historię w skrócie, bo można przeczytać ją w wielu miejscach, o których wspominam na końcu wpisu. Herbatę z wierzbówki, czyli Iwan czaj - znano w Rosji jeszcze zanim pojawiła się tam herbata, którą pijemy dzisiaj. W miejscowości Koporie obok Petersburga założono pierwszą wytwórnię tej herbaty, dlatego też znana była (i jest) jako koporski czaj. W XIX wieku był to jeden z głównych produktów eksportowych Rosji! I może pilibyśmy ją ze smakiem do dzisiaj, gdyby nie...hejt! Pewnie wtedy tak to się nie nazywało, ale do tego się sprowadza. Angielscy plantatorzy herbat indyjskich rozpuścili plotkę, że do koporskiego czaju Rosjanie dodają składniki szkodliwe dla zdrowia. Wieść się rozniosła, ludzie uwierzyli. I tak nasza słowiańska herbata odeszła w zapomnienie. Można ją jeszcze dzisiaj kupić, ale już nie na taka skalę, jak kiedyś.
Ale przecież można ją sobie zrobić samemu! W taki sposób, w jaki powstaje zwykła czarna herbata, która wg Wikipedii "otrzymywana jest w wyniku czterech procesów: więdnięcia, skręcania, fermentacji i suszenia".
Ale po kolei - od czego zacząć produkcję własnej herbaty? Oczywiście od nazbierania liści wierzbówki! Gdy już znajdziemy miejsce, w którym ta roślina występuje - "obieramy" ją z listków po prostu przeciągając ręką po łodydze od góry do dołu. W ten sposób nie niszczymy rośliny, pozostają kwiaty, z których będzie miód i nasiona. Można też nazbierać kwiatów - trochę z każdej łodygi. W domu sprawdzamy, czy na liściach nie ma jajeczek owadów itp. Liście można lekko umyć, nie zaszkodzi jak będą wilgotne.
Proces przygotowania herbaty z wierzbówki kiprzycy
Pierwszym punktem jest więdnięcie.
Trochę to trudne przy tych temperaturach, kiedy wszystko błyskawicznie schnie. Ale powiedzmy, że zerwane przeze mnie listki zwiędły przez noc. Można je przykryć np. ręcznikiem kuchennym.
Jeśli chodzi o same kwiaty - od razu je suszymy. Będzie je można dodać do gotowej już herbaty.
Na drugi dzień więc rozpoczęłam.... skręcanie.
Co to znaczy? Powinno się to rozumieć dosłownie, czyli skręcanie, ugniatanie w dłoniach, które nada liściom kształt cygara. Przyznam, że to trudne, bo trzeba mieć trochę siły. Ale spróbowałam i tego, i innego sposobu,czyli przekręcenie liści przez maszynkę do mięsa. Wtedy to już zostały wybitnie skręcone!
To też nie było wcale łatwe, trochę się namęczyłam. Słyszałam też o przewałkowaniu wałkiem do ciasta. Można znaleźć jakiś inny sposób, aby liście puściły sok, bo po to jest ta cała procedura.
Następny punkt to fermentacja,
która tak naprawdę wcale fermentacją nie jest. Tylko oksydacją, czyli łączeniem się pierwiastków i związków chemicznych z tlenem. To właśnie to, co sprawia, że pokrojone owoce, np. jabłka szybko ciemnieją w kontakcie z tlenem. Ale co ja będę tłumaczyła takie rzeczy, skoro inni robią to lepiej ode mnie.
Pewnie buszując w internecie spotkacie się też z pojęciem autoliza, czyli "proces samoistnego rozkładu komórek i tkanek organizmu pd wpływem własnych enzymów"wg Słownika Języka Polskiego. Które z tych określeń najbardziej oddaje to, co dzieje się z naszymi listkami? Pozostawię to Czytelnikom do rozstrzygnięcia. Możecie napisać w komentarzach.
Ja będę używać potocznej nazwy fermentacja, bo z nią spotykamy się najczęściej.
W jaki sposób mają te nasze listki fermentować czy oksydować? Jest kilka możliwości. Najprościej wrzucić do szklanego naczynia żaroodpornego i do piekarnika nastawionego na ok. 50 stopni. Liście nie mają się ugotować! Można w szklanym naczyniu, słoiku, niektórzy robią to w foliowych workach, zostawić w słonecznym miejscu, gdy temperatura powietrza sięga 30 stopni, jak teraz. Tak zrobiłam z drugą porcją listków, ale akurat wtedy słońce postanowiło odpocząć. Mam więc wątpliwości, czy fermentacja przebiegła tak jak powinna.
Można też poskręcane, ugniecione liście fermentować pod wilgotną ściereczką. Taki sposób przeważnie widzimy na filmikach na YouTube w języku rosyjskim. Warto pooglądać. Tam jest w ogóle sporo filmów pokazujących różne sposoby przygotowywania, fermentowania Iwan Czaju, różnią się między sobą, ale idea jest ta sama i sprowadza się do czterech punktów wymienionych na początku.
Po czym poznamy, że liście już sfermentowały? Przede wszystkim pociemnieją, nabiorą koloru takiej ciemnej, zgniłej zieleni. Po drugie - będą przepięknie pachnieć!
Następnie sfermentowane liście suszymy.
Można je najpierw pokroić, porwać, na mniejsze kawałki (chyba, że poprzednio zmieliliśmy maszynką do mięsa). Suszy się dość szybko, gdy nie ma pogody - znów można to zrobić w piekarniku, ale uważać, żeby temperatura nie była za wysoka. I żeby nie spalić naszej herbaty!
Zrobiłam trzy herbaty na trzy różne sposoby. Każdą wsypałam do innego słoika i... czekam. Ta herbata, jak dobre wino, powinna leżakować! W każdym razie dobrze, gdy sucha już herbatka postoi co najmniej miesiąc, a nawet dłużej zanim zaczniemy ją pić.
No pewnie, że spróbowałam każdej o wiele wcześniej! Ta najmniej wg mnie udana nie zmieściła mi się w całości do słoika - więc resztę zostawiłam sobie do picia. I powiem Wam - rewelacja! Ciekawa jestem wszystkich po miesiącu, na razie czekam.
Poniżej na zdjęciu widać, że otrzymałam herbatę granulowaną (po zmieleniu liści w maszynce do mięsa) i liściastą (po ręcznym skręcaniu i ugniataniu).
Suszone kwiaty kiprzycy można dodać do naszych słoików z herbatą lub przechowywać osobno. Wybrałam drugi sposób, bo mój Iwan Czaj będzie mi też służył jako baza do innych herbatek. Bardzo dobrze komponuje się z innymi ziołami, np. miętą.
W ten sam sposób można też przyrządzić herbaty z innego rodzaju liści - np. z czarnej porzeczki, malin.
Po co robić samemu herbaty, skoro można je kupić w sklepach?
Niektórym sprawia to przyjemność! Ja uwielbiam chodzić po polach, łąkach, lasach, zbierać różne rośliny, a potem przyrządzać coś z nich. Natura jest tak bogata, tak obfituje we wszystko, co człowiekowi potrzebne, że szkoda tego nie wykorzystać! Wszystko jest na wyciągnięcie ręki!
Po co kupować coś, skoro mogę mieć to za darmo i o wiele lepszej jakości? Wczytajmy się w skład herbat owocowych: sztuczne aromaty, sztuczne barwniki... Tu mam wszystko naturalne!
Zbieramy i robimy dla:
Przyjemności, jeśli ktoś lubi.
Satysfakcji z własnoręcznie przygotowanych produktów.
Oszczędności, bo w sklepie zapłacilibyśmy... sporo.
Rozruszania się, bo trzeba wyjść z domu!
Smaku - żadnych sztucznych dodatków!
Zdrowia, bo zioła mają lecznicze właściwości.
Znaczenie wierzbówki kiprzycy dla zdrowia
Wyciągi z ziela wierzbówki i wierzbownicy działają przeciwbakteryjnie (oenothein niszczy Propionibacterium acnes), antyandrogennie, przeciwzapalnie, odtruwająco (wzmaga procesy detoksykacji), pobudzajaco na regenerację tkanki nabłonkowej, rozkurczowo, przeciwalergicznie, wprzeciwwysiękowo, uspokajająco, przeciwbólowo. Hamuje przerost gruczołu krokowego. Zapobiega nowotworom wymiatając wolne rodniki i usuwając nadtlenki oraz zapobiegając ich powstawaniu. Aktywuje limfocyty NK i ADCC (Natural Killer cell cytotoxicity). Hamuje enzym 5-alfa reduktazę i aromatazę (5-AR), przekształcający testosteron w dehydrotestosteron DHT (epilobium to inhibitor 5-AR). Prawdopodbnie też blokuje receptory dla DHT w gruczole krokowym i w skórze, zapobiegając nipożądanemu oddziaływaniu tego hormonu na chory gruczoł krokowy (epilobium zapobiega kumulacji DHT w gruczole krokowym).
Zmniejszają wydzielanie łoju, zmniejszają keratynizację naskórka i mieszków włosowych oraz przerost nabłonków, w tym naskórka. Powodują również upłynnienie łoju zapobiegając powstawaniu zaskórników.
Źródło: http://luskiewnik.strefa.pl/farmakologia/epilobium.html
Nie tylko ja piszę o wierzbówce kiprzycy i herbacie z niej. Może znajdziecie inne przepisy, które bardziej przypadną Wam do gustu?