Gdy serce bije zbyt szybko - kołatanie serca

Każdy z nas doświadczył chociaż raz w życiu szybszego bicia serca. Czasami jest to reakcja na stresującą sytuację, intensywny wysiłek fizyczny lub nawet zbyt duża ilość kofeiny. Jednak, gdy kołatanie serca staje się częste, długotrwałe lub towarzyszy mu inne niepokojące objawy, może to wymagać uwagi specjalisty - kardiologa.

10 moich prywatnych sposobów radzenia sobie ze stresem



Codzienne kłopoty, problemy. Czasami drobiazgi, nad którymi przechodzimy do prządku dziennego. Czasami jakieś negatywne wydarzenie, na które nie mamy wpływu i chodzi za nami jak cień. Nie możemy się uwolnić od natręta. Psuje każdą chwilę. Osłabia ciało i wolę. Zaczynamy się poddawać mając świadomość, że tylko sobie szkodzimy. Zapamiętujemy się w rozmyślaniu tylko o tej sytuacji. Jak to jest, że niektórzy potrafią się szybko otrząsnąć, a inni nie?

Każdy ma swoje sposoby. A najważniejsze w tym wszystkim - skierować myśli na inne tory. Bo rozpamiętywanie, ciągłe analizowanie nie robi nam dobrze, a wręcz przeciwnie. Zaczynamy tworzyć pętlę, błędne koło myślenia. Nie pozwalamy umysłowi na samodzielną pracę.

Odganiam więc myśli typu: teraz już będzie zawsze źle, już nic nigdy się nie uda. Konkretna sytuacja jest teraz. Nie wiem, co będzie w przyszłości. Wiem, co było w przeszłości, kiedy myślałam w taki sposób wiele razy i... nic to nie dało. Nie dało gotowych rozwiązań, a one były czasami na wyciągnięcie ręki. A ja tylko skupiałam się na jednym, zamiast je zobaczyć.




Moich ulubionym i w 100% skutecznym sposobem jest ten ze zdjęcia. Długi spacer, obcowanie z przyrodą, odkrywanie nowych miejsc (to nie musi być daleko od miejsca zamieszkania). W takich chwilach czuję się całkowicie zintegrowana z naturą, jestem jej częścią, dzieli się ze mną tym, co ma najlepszego: spokojem, równowagą. Skoro daje - biorę. Las i morze, blisko którego mieszkam - miejsca, w których zapominam o wszystkim, co negatywne. A później różne sytuacje nie są już tak straszne i nie do rozwiązania.


Gdy nie mam takiej możliwości -  zaczynam robić inne rzeczy, które pomagają mi się odprężyć. Np. oglądam coś. Może to być ulubiony film, mogą to być filmiki na YouTube, które lubię, które mnie śmieszą czy czasami straszą... Każdy woli coś innego! A przede wszystkim słucham muzyki - to już wg upodobań. Ja kocham operę.


Oczywiście też rozmyślam o stresującej sytuacji, ale staram się nie nakręcać, tylko pomyśleć racjonalnie. Przypominam sobie podobne sytuacje, z których wyszłam zwycięsko. W jaki sposób, jak to się udało? Opracowuję plan B, a nawet C i D, i nagle okazuje się, że wyjść z sytuacji jest mnóstwo! Pewnie też wiele takich, o których jeszcze nie wiem.




Robię rzeczy, które mam zaplanowane na "kiedyś". W ten sposób mam poczucie, że nie marnuję czasu i jestem aktywna. To może być książka czy film, na który nigdy nie miałam czasu, powrót do dawnego hobby, które sprawiało mi przyjemność, a zarzuciłam, bo.... No właśnie. Sama nie wiem czemu...


Dziękuję. Tak właśnie - dziękuję za swoje niepowodzenia. Nieważne komu. Bogu, losowi. Traktuję to trochę jak prezent. Każdy otrzymał w życiu prezent, który nie sprawił mu przyjemności. Ale i tak uśmiechamy się, dziękujemy, a dopiero potem zastanawiamy się, co z tym fantem zrobić. Nie zawsze jestem winna swoim niepowodzeniom. Czasami jest to właśnie taki zbędny upominek, który się trafił.

Lubię też porozmawiać z kimś, ale nie z kimś bliskim. Rozmawiając  - po pierwsze musimy opowiedzieć, czyli nazwać problem. Już przez to trochę go oswajamy. Po drugie - rozmawiając z najbliższą osobą - nie liczymy się ze słowami, nie zawsze chcemy tej drugiej strony wysłuchać. W nieco bardziej oficjalnej rozmowie to już nie przejdzie. I siłą rzeczy nie poddajemy się emocjom, tylko musimy spojrzeć realnie na problem.

Taki pierwszy krok, który wykonuję - to (ależ jestem powtarzalna!) sięgam po wodę! Nie myślę wtedy o nawodnieniu i korzyściach dla organizmu. Po prostu pomaga mi to. Woda pomaga mi na wszystko, także na stres.



Czasami też piszę. Opisuję problem, tworzę szczery (i niecenzuralny) list do osoby, która mi dokuczyła. Ale nigdy tego nigdzie nie wysyłam. Na drugi dzień czytam ponownie i widzę, że większość tych negatywnych emocji już się ulotniła.Mało tego: czytając, widzę, że niekoniecznie było tak, jak napisałam. Bo przedtem pisały moje emocje, złe emocje.


Robię coś nowego lub coś zmieniam. To może być wszystko. Np. zjem jakiś owoc, którego nigdy nie jadłam. Przestawię szafkę w mieszkaniu. Daje to poczucie kontroli.


10
Polecam zrobienie porządków. Wyrzucenie tego, co tak naprawdę niepotrzebne. Nie tylko dlatego, aby się czymś zająć. Uporządkowany świat wokół powoduje większy porządek w nas.


To takie moje prywatne sposoby na złe sytuacje, które zdarzają się w życiu. Jakie są Twoje? Podziel się - może dla innych też będą przydatne!