10 lat i koniec Człowieka i Zdrowie na Facebooku!

Ponieważ Facebook usunął moje konto prywatne, nie mam już dostępu do FanPage bloga. Nie będą się więc tam pojawiały żadne nowe posty, a sam FanPage po prostu sobie będzie. Dziękuję wszystkim, którzy polubili, obserwatorom, osobom biorącym aktywny udział  w tworzeniu FanPage poprzez polubienia postów, komentarze, zadawane pytania i dyskusje.  Na razie nie myślę o reaktywacji tej strony - główny kanał bloga będzie teraz na Instagramie, jeszcze nie wiem, czy na starym koncie, czy powstanie nowe - na razie robię "porządki". O wszystkim będę informować w tym wpisie, który będę na bieżąco uzupełniać.  I tak właśnie "świętuję" dziesięciolecie bloga (powstał w październiku 2014 r.). Dla mnie jest to wyraźny znak, że czas na coś nowego, co zresztą już rozwijam, bo nieraz, żeby mieć miejsce na nową budowę - trzeba oczyścić teren! Niedługo zaproszę też Wszystkich do moich nowych projektów. A na razie widujemy się tu, na blogu :)

Nie dajmy się stresowi!

spacer nad morzem

Stres - tak charakterystyczny dla współczesnych czasów. Ludzie są coraz bardziej nerwowi, co zauważamy na co dzień i wszędzie: na ulicy,  w pracy, w sklepie... Nieraz spotykamy się z reakcję nieadekwatną do sytuacji, proste pytanie budzi wręcz agresję. Każdy z nas może podać wiele takich przykładów. A ile razy my sami czujemy się zdenerwowani właściwie bez powodu. Gdyby w tym momencie ktoś zapytał: "dlaczego?" czy potrafilibyśmy odpowiedzieć na to pytanie? W głowie - gonitwa myśli i trudno wyłapać tę jedną,  odpowiedzialną za nasz stan w danej chwili. Życie w ciągłym napięciu, rozważanie błędów z przeszłości, planowanie przyszłości...

Ale to tylko początek. Im dłużej taki stan trwa, tym szersze kręgi zatacza w naszym całym organizmie. Początkowo może o być ból głowy, żołądka. Ale to też są tylko objawy tego, co się dzieje w ciele. Stres, a zwłaszcza długotrwały wpływa na całość, nie tylko na nasz nastrój.

Tzw. hormony stresu (wydzielane przez nadnercza do krwi), jak kortyzol, adrenalina, noadrenalina powodują, że organizm lepiej sobie radzi w trudnej sytuacji, jest w  stanie zareagować na stresor, czyli bodziec powodujący stres. Krew krąży szybciej, serce bije mocniej, ciśnienie podwyższa się i więcej tlenu dociera do tkanek. Przez to osiągamy dobre wyniki np. w sporcie lub skutecznie reagujemy w sytuacji zagrożenia.

Jednakże gdy taka sytuacja trwa dłużej - nie jest to już takie korzystne dla organizmu.  Zaburzenia pracy serca, nadciśnienie, spowolnienie trawienia, a jednocześnie nadmierny apetyt na słodycze prowadzący do otyłości, nadciśnienie tętnicze, zwiększenie stężenia glukozy we krwi, stałe napięcie mięśniowe, spadek odporności.

Czy rzeczywiście to, co nas zamartwia w tej chwili - warte jest tego? Czy jesteśmy gotowi poświęcić własne zdrowie dla problemów, które wcale tego nie wymagają?

U mnie w domu rodzinnym mówiło się: "Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, kiedy to sama woda była". Może nie odczuwamy tego w chwili, gdy coś przeżywamy, ale warto się zastanowić - ta sytuacja minie, stanie się przeszłością. Wpłynie na nasze życie na pewno, może nawet zburzy nasze misterne plany na najbliższe 100 lat. No i co z tego? Będzie przecież coś innego - a jaką mamy pewność, że nie lepszego? Zwłaszcza, jeśli nad tym popracujemy (Czy nie tutaj leży problem, że nad nowym trzeba popracować, zmienić myślenie, wykonać nowe ruchy - a przecież tak dobrze tkwić sobie w znanym i narzekać!).

Jakie korzyści osiągamy z zamartwiania się - skoro oprócz jednego problemu mamy jeszcze całe życie, które w tym momencie zaniedbujemy!

Stres to brak pewnej harmonii: między tym, co jest, a tym, co chcemy (możemy). Gdy spojrzeć na to rozsądnie, to skoro nie możemy czegoś, zawsze można chcieć czegoś innego. Stres pełni rolę ostrzegawczą i jest potrzeby, ale to, że w nim tkwimy, rozczulając się nad sobą - to już zależy od nas samych.

Jest w życiu coś, na czym mi bardzo zależy, co jest dla mnie ogromną wartością, do czego staram się dążyć. I raczej tego nie osiągnę - z różnych przyczyn. Mogę się zamartwiać, mogę winić siebie, mogę obwiniać wszystkich dookoła. Wtedy będzie mi źle podwójnie. Ale mogę też przyjąć, że nie jest tak, jak chcę, pogodzić się z tym, a nawet znaleźć pozytywne strony takiej sytuacji. W takim zapamiętaniu się na swoich porażkach - nie widzimy tego, co się dzieje naprawdę. Przecież dzieje się tak dużo dobrego - mam inne osiągnięcia, sukcesy, ale tego nie widzę, bo tamto jedno spędza mi sen z powiek. W dodatku wcale nie trzeba całkowicie rezygnować z tego, na czym tak zależy - chodzi o zmianę postawy, zastosowanie innych środków i metod, odrzucenie klapek z oczu i zobaczenie szerszej perspektywy. To jest możliwe!

Nie da się wyeliminować stresu z życia.  Sednem jest walka ze swoimi lękami, bezradnością, strachem przed zmianami. Gdy uświadomimy sobie, że mamy siłę, która pozwala na wyzwolenie się z własnych słabości - wówczas żaden stres nas nie pokona, a życie nabierze nowej, lepszej jakości.