10 lat i koniec Człowieka i Zdrowie na Facebooku!

Ponieważ Facebook usunął moje konto prywatne, nie mam już dostępu do FanPage bloga. Nie będą się więc tam pojawiały żadne nowe posty, a sam FanPage po prostu sobie będzie. Dziękuję wszystkim, którzy polubili, obserwatorom, osobom biorącym aktywny udział  w tworzeniu FanPage poprzez polubienia postów, komentarze, zadawane pytania i dyskusje.  Na razie nie myślę o reaktywacji tej strony - główny kanał bloga będzie teraz na Instagramie, jeszcze nie wiem, czy na starym koncie, czy powstanie nowe - na razie robię "porządki". O wszystkim będę informować w tym wpisie, który będę na bieżąco uzupełniać.  I tak właśnie "świętuję" dziesięciolecie bloga (powstał w październiku 2014 r.). Dla mnie jest to wyraźny znak, że czas na coś nowego, co zresztą już rozwijam, bo nieraz, żeby mieć miejsce na nową budowę - trzeba oczyścić teren! Niedługo zaproszę też Wszystkich do moich nowych projektów. A na razie widujemy się tu, na blogu :)

Malować najciszej...


Dzisiaj poznamy pewną niezwykłą osobę. Kogoś, kto mimo przeciwności losu nie rezygnuje z działań, marzeń, walki o siebie, ale też z pomocy innym. Wywiad z panią Moniką Dąbrowską przeprowadził Marcin Staszak - prezes stowarzyszenia Krajowe Centrum Opiekunów Medycznych. Za jego zgodą udostępniam na blogu - bo warto zapoznać się z panią Moniką i tym, co robi. A przy okazji my tez możemy pomóc!

PYTANIA i ODPOWIEDZI

"Jest tylko jedna rzecz, która sprawia, że marzenie jest niemożliwe do osiągnięcia: strach przed porażką". (Paulo Coelho)

MALOWAĆ NAJCISZEJ...

Drodzy Państwo, serdecznie zapraszam do przeczytania relacji z Moniką Dąbrowską, która zdecydowała się na przeprowadzenie krótkiego wywiadu ze mną. W tej relacji zaprezentuje siebie i pokaże, że mimo zdrowotnych niedomagań, jednak można i da się realizować swoją twórczą pasję mimo i ponad wszystko!

Marcin Staszak: Dzień dobry Moniko! Przede wszystkim bardzo dziękuję Tobie za to, że zgodziłaś się na przeprowadzenie wywiadu pt; Moje pomaganie najciszej”. Ale zacznijmy od początku; 

Skąd Moniko u Ciebie pojawiła się myśl o pomaganiu? Na Twoim facebookowym profilu można wywnioskować, że w pewien sposób „korci” Ciebie do pomagania? Czy tak jest…? 


Monika Dąbrowska: Czy mnie korci? Powiem, tak, całe życie pomagałam innym, byłam wolontariuszką, działałam społecznie, i nadal staram się to robić, wiadomo teraz sama potrzebuję pomocy np. w czynnościach dnia codziennego , ale aby pomagać innym to nie tylko sprawność fizyczna do tego jest potrzebna. Jeżeli tylko mogę, potrafię to oczywiście staram się nadal angażować w pomaganie, czasem wystarczy zwykła rozmowa czy uśmiech aby pomóc komuś innemu. 

Marcin: Wspomniałaś również w zapowiedzi o wywiadzie z Tobą, że trzy lata temu po raz pierwszy zdiagnozowano u Ciebie SM…? Jak się to zaczęło…? 

Monika: Tak 3 lata temu padła diagnoza Sm, ale tak naprawdę pewne objawy były już wcześniej, jak np. utrata wzroku na prawe oko.. niestety nie została diagnostyka pociągnięta dalej… oślepłam i kazali mi się nauczyć z tym żyć, więc tak zrobiłam do chwili gdy pojawił się prawostronny niedowład kończyn ręki i nogi i wtedy poszły w ruch badania, szpitale itp.; 

Marcin: Często kiedy w swojej pracy na oddziale szpitalnym spotykam rodziny pacjentów, u których zdiagnozowano róże choroby, pierwsze co to pojawia się wtedy okropna bezradność, do tego dochodzi się rozpacz. Ja mogę jedynie wyobrazić sobie taką scenę i przez pryzmat empatii wczuć się w taką sytuację, niestety dość bolesną. Bo to jest trochę tak. Wychodzisz z gabinetu lekarskiego i…? Cały świat wokół mnie jakby zaczął się kurczyć!


Monika: Sama diagnoza Sm mnie akurat tak bardzo nie zwaliła z nóg, w przenośni mówiąc na tamten czas… gdyż jestem pracownikiem służby zdrowia-jestem/byłam, … wiedziałam co to za choroba, jaki ma przebieg, jakie są alternatywy „leczenia”. Ale bardzo się bałam tego jak tą informacje przekaże bliskim, jak oni sobie z tym poradzą, czy to oni dźwigną moją chorobę? I wciąż tak jest, martwię się tym jak sobie moja rodzina, przyjaciele radzą, co czują, co myślą, siebie stawiam na samym końcu, jeżeli ja się załamię, oni też, więc staram się być silna za siebie, dla siebie i za nich i dla nich. Wiadomo mam gorsze i lepsze dni, jak każdy, nawet zdrowy człowiek, są dni, że muszę sobie popłakać, poprzeklinać, pozłościć się i wyżalić, ale mam od tego wspaniałych ludzi wokół siebie, którzy mnie wspierają. Człowiek nie jest ze stali, musi w jakiś sposób wyrzucić z siebie co go męczy, czasem musi upaść aby wstać silniejszym. 

Marcin: I wtedy kiedy człowiek jak się dowiaduje na co tak naprawdę cierpi i zaczyna w głowie układać sobie świat, chociaż w głowie to wszystko się nie mieści. Jak to jest według Ciebie…? Zaczyna się z czasem znajdować środek zastępczy ? Jakaś forma sztuki? Arteterapia, taka własna terapia przez sztukę? 

Monika: Tak, jak najbardziej, może nie wszyscy, ale znam też wiele osób, które tak jak ja szukały i znalazły sposób/środek na to by „choroba przynosiła plusy/coś dobrego” brzmi to okropnie, dziwnie, nietaktownie? Może, ale ja zaczęłam malować obrazy, czasem coś napiszę , jakiś wiersz a czasem jakiś esej nt.; chorób jamy ustnej (to moja druga pasja. (ale o tym w dalszej części) Mam porażone ręce-więc nauczyłam malować się trzymając pędzel w ustach, wykorzystuje tą część , która jeszcze działa, poza tym tak , to dla mnie rehabilitacja również, ćwiczę stabilizację tułowia, głowy, skupienie, myśli, tak naprawdę kontrola całego ciała…    Zaczęłam uczęszczać na kurs języka migowego i znam ten język, prawie 15 lat się go uczyłam, teraz nie mogę się nim posługiwać, bo do tego potrzebne są ręce, ale chodzę na zajęcia, macham rękami we wszystkie strony-nikt nie wie co chcę pokazać, czasem nawet ja nie wiem, ale to również dla mnie ćwiczenia, jak chociażby by nie dopuścić większym przykurczom w rękach i również ćwiczyć pamięci i skupienia. Także uważam, że każdy powinien znaleźć sobie jakiś środek zastępczy a co najważniejsze psychika. Każde zajęcie , które przynosi nam radość, satysfakcję, nie ważne w jaki sposób wykonana, wolno, nieudolnie , z pomocą, ale jeżeli nas cieszy to róbmy to dla siebie i dobra własnej psychiki, lepszego samopoczucia. 

Marcin: Kiedy przyszedł czas u Ciebie na malarstwo…? Odnoszę wrażenie, że tak jakby zaczęło rodzić się w Tobie  drugie życie…? Odkrywanie pasji, zresztą cudownej pasji… 

Monika: Maluję od zawsze, od dziecka… tylko wcześniej nie było na to czasu, wiadomo jako dziecko, potem nastolatka tą pasję się bardziej angażowało, rozwijało, dodatkowe zajęcia w szkole… Potem stopniowo dorastało się, były inne rzeczy szkołą średnia, studia, rodzina, praca i gdzieś ta pasja poszła na bok, tzn.; ja przestałam malować, ale nadal gdzieś szukałam innych sposobów by nadal mieć jednak ten kontakt ze sztuką, ograniczony, ale jednak i wróciłam dokładnie 13 miesięcy temu do malowania, może nawet wcześniej, jednak to były początki trudne, nowa technika, już nie ręce, a usta były narzędziem i są, więc stopniowo nauczyłam się na nowo tworzyć tylko w inny sposób.


Marcin: Poza sztuką malowania, a w zasadzie sztuką malarstwa „stomatologicznego”, skąd się wziął ten świetny pomysł u Ciebie? 

Monika: Właśnie z mojej drugiej pasji, jaką jest stomatologia. Jestem z zawodu asystentką/higienistką stomatologiczną, Praca z pacjentem była dla mnie najważniejsza, ta praca przynosiła mi wiele satysfakcji, radości, czułam się spełniona pod każdym względem.. gdy musiałam zrezygnować z pracy.. to był dla mnie cios w serce i wtedy narodził się pomysł by nadal tą pasje kontynuować, rozwijać, więc zamieniłam narzędzia stomatologiczne na pędzel i paletę i teraz też „maluje zęby” ale już nie pacjentowi, tylko  na płótnie. 

Druga sprawa, to część moich obrazów trafiła do różnych gabinetów stomatologicznych  i ozdabiają nie tylko ściany, ale wywołują uśmiech na twarzy pacjentów - wiec tym bardziej cieszę się, ze cel nadal jest osiągany. 

Marcin: Wiesz, przyznam się Tobie, że ja osobiście nie potrafię wyszlifować w sobie takiego talentu malarskiego, no cóż nie wszystko można mieć  pisaniem poezji - tzw; białych kruków, pozostaje mi jedynie pisanie, czy dobrze, to pewnie niech ocenią czytelnicy, natomiast Moniko, czy miałaś już swój pierwszy wernisaż…? 

Monika: Mówią, że kto umie wszystko, tzn.; ,że nie umie nic. Ja nie potrafię wielu rzeczy, ale jakoś nie ubolewam nad tym, lepiej robić jedną - dwie rzeczy, ale za to dobrze, nic wiele a źle Mój pierwszy wernisaż odbył się  4 września  w Łodzi podczas konferencji Asysdent 2021. Duża impreza stomatologiczna dla asystentek i higienistek. To było dla mnie mega przeżycie, już sama obecność na konferencji to dla mnie ogromny sukces biorąc pod uwagę swój stan zdrowia… było by to nie możliwe gdyby nie moja córka i koleżanka ,które mi bardzo pomagały w każdy sposób dużo emocji, wrażeń, bodźców… naprawdę byłam bardzo szczęśliwa, ze mogłam również pokazać swoje prace właśnie na tej imprezie.

Marcin: Tak na zakończenie, co chciałabyś przekazać swoim odbiorcą, fanom Twojego artystycznego świata…? 

Monika: Nie tylko odbiorcom, fanom ale wszystkim chciałabym powiedzieć krótko-nie bójcie się iść do przodu, realizujcie się mimo wszystko, bariery są tylko w głowie. 

Marcin: Bardzo dziękuję za rozmowę… 

Monika: Również Marcinie dziękuję za rozmowę, za ten wywiad… mam nadzieje, że choć w malej części swoim podejściem, tym co robię pomogę komuś wyjść z ukrycia… 

Oleśnica – Kępno: 29.09.2021

Z Moniką Dąbrowską wywiad przeprowadził Marcin Staszak - prezes stowarzyszenia Krajowe Centrum Opiekunów Medycznych oraz autor felietonów szpitalnych. 

http://opiekun-medyczny.org/ 

https://www.facebook.com/felietonyszpitalnemarcinstaszak 

Więcej o autorce Monice Dąbrowskiej: https://www.artonthewheels.com 

Komentarze