Róża Sewastopola
Katharine McMahon
Wydawnictwo Insignis Media 2009
Opis wydawcy:
"Wielka Brytania, rok 1854. Wojna krymska rozpala wyobraźnię młodych
Brytyjczyków, którzy rwą się do walki z nowym wrogiem – Rosją. Gdy
nadchodzi zima, a Rosjanie zażarcie bronią się w zmienionym w twierdzę
Sewastopolu, wojskowe szpitale zapełniają się chorymi i rannymi. Na Krym
ruszają pielęgniarki ochotniczki.
Wśród nich jest Rosa Barr – młoda, ambitna i zjawiskowo piękna. Od
początku przeciwna wojnie, chce nieść pomoc wszystkim, którzy jej
potrzebują. W Londynie zostaje jej kuzynka, Mariella Lingwood, pogrążona
w marzeniach o Henrym, chirurgu operującym rannych żołnierzy sił
sprzymierzonych. Kiedy dowiaduje się, że Henry zachorował i przebywa we
włoskim Narni, wyrusza mu na spotkanie. Stamtąd udaje się na
poszukiwania Rosy, o której słuch zaginął.
Podróż śladami fascynującej i nieuchwytnej Rosy zawiedzie Mariellę z
uporządkowanej wiktoriańskiej Anglii na ogarnięty wojennym chaosem Krym i
doprowadzi do romansu z oficerem kawalerii, którego skomplikowana
przeszłość wiąże się z jej własną. To, czego się dowie, sprawi, że jej
dotychczasowy świat wartości legnie w gruzach, choć jednocześnie pozwoli
jej odnaleźć w sobie źródło niespodziewanej siły i namiętności."
Muszę przyznać, że taki opis nie zachęciłby mnie do sięgnięcia po książkę. Przyznam, że po przeczytaniu kilku stron miałam chęć odłożyć ją i więcej nie wracać, ale skoro już zaczęłam, to postanowiłam przez nią przebrnąć. I... wpadłam. Nie mogłam się oderwać, aż skończyłam o 4 rano. Na szczęście to są te pozytywne strony pracy zmianowej, że od czasu do czasu trafia się wolny dzień!
Romansu za dużo tam nie ma. I dobrze. Jest wiktoriańska Anglia - z szeleszczącymi halkami, gorsetami i wyszywaniem monogramów na pościeli. Jest wojna Krymska - w całym swoim okrucieństwie, gdyż "na wojnie wszystko lepiej wygląda z oddali" - wg słów głównej bohaterki.
A przede wszystkim - i to mnie najbardziej zainteresowało - jest poruszony temat początków zorganizowanej opieki nad chorymi, początki pielęgniarstwa, uprzedzenia wobec kobiet wykonujących ten zawód. Nie mogło więc zabraknąć postaci Florence Nightingale. Jest lekarz, który widzi zależność między
myciem rąk przez personel, a spadkiem śmiertelności w szpitalu (no cóż - został wyśmiany za te nowatorskie poglądy).
Jest wszechobecna biurokracja - utrudniająca sprawowanie opieki nad poszkodowanymi.
Jest także dom dla emerytowanych guwernantek, którego oddanie do użytku przeciągało się z miesiąca na miesiąc - zupełnie jak otwarcie DPS w Koszalinie. Czyli pod tym względem niewiele się zmieniło od tamtych czasów.
I to są powody, dla których polecam tę książkę. Bo jeśli ktoś nastawi się na gorący romans - będzie rozczarowany.
Ja byłam jedynie trochę rozczarowana zakończeniem. Może autorka zostawiła otwartą furtkę do napisania dalszej części? A może zabrakło jej pomysłu lub znudziła się pisaniem?
W każdym razie - warto przeczytać w wolnej chwili!